Zderzenie cywilizacji

Ks. Marek Gancarczyk Ks. Marek Gancarczyk

|

GN 34/2016

publikacja 18.08.2016 00:00

Próba pomijania Dekalogu skończyła się tym, że teraz Francuzi toczą kłopotliwą dla siebie dyskusję, czy wolno wydać zakaz wchodzenia na plażę w ubraniu.

Zderzenie cywilizacji

Nie tylko szaleńcza jazda kolarzy, po której Rafał Majka zdobył brązowy medal, wzbudziła olimpijskie emocje. Na igrzyskach w Rio de Janeiro doszło też do zderzenia cywilizacji. Tak przynajmniej określony został mecz siatkówki plażowej kobiet między Niemkami i Egipcjankami. Niemki wygrały w setach 2:0, ale nie wynik był tu najważniejszy. Egipcjanki Doaa Elghobashy i Nada Meawad wystąpiły w strojach z długimi rękawami i nogawkami. Jedna z nich miała też na głowie hidżab. Po drugiej stronie Niemki, Laura Ludwig i Kira Walkenhorst, tradycyjnie ubrane w dwuczęściowe stroje, które odsłaniały sporo ciała. Kontrast między zawodniczkami jest rzeczywiście spory. Po jednej stronie siatki dwie młode kobiety w ubraniu zakrywającym prawie całe ciało, a po drugiej – dwie młode kobiety w strojach odsłaniających prawie całe ciało. Mam wrażenie, że chyba wszystkie komentarze, a było ich wiele, szły w jednym kierunku. Oto mamy ewidentny przykład wyższości kultury europejskiej nad muzułmańską. Pożałowania godne muzułmanki muszą się smażyć na słońcu w pełnym ubraniu, podczas gdy Europejki mogą się cieszyć daleko idącą swobodą.

Zdaję sobie sprawę z tego, że jako mężczyzna, a dodatkowo ksiądz, pisząc o kobiecym stroju, wchodzę na grząski teren. Ośmielę się jednak wyrazić pewną wątpliwość. Czy granica została przekroczona tylko przez jedną ze stron siatkarskiego meczu? Zapewne strój Egipcjanek nie jest najwygodniejszy do gry w siatkówkę plażową, ale czy bardzo skąpe ubranie zawodniczek jest przejawem wysokiej kultury? Do tego, przyznaję, marginalnego wydarzenia życie dopisało ciąg dalszy. Otóż mer Cannes wydał zakaz wchodzenia na miejskie plaże w burkini, czyli stroju plażowym całkowicie zakrywającym ciało. Zakaz został uzasadniony między innymi tym, że burkini nie wyraża poszanowania dla norm moralnych i świeckości państwa. Mamy tu do czynienia z sytuacją, w której bikini bezspornie mieści się w granicach norm moralnych, a burkini nie. Ponadto Francja, czyli kraj, który szczyci się najwyższymi standardami wolności, mówi swoim obywatelom, w co mogą się ubierać, a w co nie. Toż to Chiny Ludowe, a nie Francja! Można by się trochę pośmiać z Francuzów, którzy wpadli w pułapkę przez siebie zastawioną, gdyby nie strach przed kolejnymi zamachami terrorystycznymi. Mer Cannes nazwał burkini „symbolem islamskiego ekstremizmu”. Sytuacja jest więc zbyt poważna, by się z nich natrząsać, ale pytanie o pułapkę, w której znaleźli się Francuzi, warto postawić. Mieszkańcy Francji, przynajmniej ich zdecydowana większość, uwierzyli, że nikt niczego nie może im zabronić. Mogą robić, co chcą, ubierać się, jak chcą, i wara komukolwiek od ich wolności. Zakazuje się zakazywać – to pierwsze przykazanie tzw. nowoczesnego społeczeństwa. Tymczasem ta zasada jest z gruntu fałszywa. Dekalog nie przestał obowiązywać, a zbudowany jest przecież z nakazów i zakazów. Próba pomijania Dekalogu skończyła się tym, że teraz Francuzi toczą kłopotliwą dla siebie dyskusję, czy wolno wydać zakaz wchodzenia na plażę w ubraniu. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.