Co robić w nocy

Franciszek Kucharczak

|

GN 10/2019

publikacja 07.03.2019 00:00

Upiory budzą się nie wtedy, gdy rozum śpi, lecz gdy wchodzi w dyskusję w niewłaściwym momencie i z niewłaściwym rozmówcą.

Co robić w nocy

Amerykański biskup Fulton Sheen, obecnie kandydat na ołtarze, zobowiązał sam siebie do Świętej Godziny. Każdego dnia, niezależnie od sytuacji, modlił się przez godzinę przed Najświętszym Sakramentem. Gdy był w podróży, zatrzymywał się przy którymś z kościołów i tam adorował Jezusa. Kiedyś wszedł w tym celu do jednej z paryskich świątyń. Później opisał to, co mu się wtedy przydarzyło. „Ukląkłem i odmówiłem modlitwę adoracji, a później usiadłem, aby oddać się rozmyślaniom, i natychmiast zasnąłem. Obudziłem się dokładnie godzinę później. Zapytałem Dobrego Pana: »Czy odprawiłem moją Świętą Godzinę?«. Wydawało mi się, że Jego anioł odpowiedział: »Właśnie w ten sposób apostołowie spędzili swoją pierwszą Świętą Godzinę w Ogrodzie, lecz więcej tak nie rób«”.

Cóż, Święta Godzina apostołów w Ogrójcu rzeczywiście nie wypadła imponująco.

Senny tuman

W kościele w Getsemani na stoku Góry Oliwnej zawsze trwa noc. A dokładniej: atmosfera nocy. Granatowe szyby witraży słabo przepuszczają światło dzienne, a mlecznobiałe wstawki nasuwają skojarzenie z blaskiem księżyca w pełni. To celowe rozwiązanie architektoniczne, bo tamtej decydującej nocy księżyc był okrągły. Jego pełna tarcza musiała rzucać na ziemię cienie oliwnych drzew – takich samych jak te, które dziś rosną przy sanktuarium. A czy skała w centrum kościoła to ta sama, na którą spływał pot „jak gęste krople krwi”? Być może. W każdym razie pielgrzymi, opierając o nią czoła, modlą się żarliwie.

Wtedy było inaczej. Jezus w Ogrójcu modlił się sam, a ta samotność musiała Mu wyjątkowo doskwierać, skoro tak się upominał: „Zostańcie tu i czuwajcie ze Mną!”. Trzykrotne próby poderwania uczniów do modlitwy okazały się jednak dziwnie nieskuteczne, zupełnie jakby jakiś senny tuman omotał ich głowy. Apostołowie sami byli tym chyba zaskoczeni. Ale też była to dziwna noc, inna niż wszystkie. „To jest wasza godzina i panowanie ciemności” – powie za chwilę Zbawiciel przybyłym oprawcom. Rzeczywiście, gęsta ciemność jakby wypełzła z okolicznych grot i rozlała się wokół. Zły wrócił, ten sam, który parę lat wcześniej kusił Jezusa na pustyni. Wtedy, po dokończeniu kuszenia, „odstąpił od Niego aż do czasu” – napisał ewangelista. A teraz ten czas nadszedł – i piekło się rozszalało. Czarci poczuli krew. I to jaką! Ten, którego się najbardziej obawiali, przed którym dopiero co kulili się i skamleli, żeby ich raczył chociaż w świnie posłać, teraz nagle jakby osłabł. Z jakichś powodów uzyskali do Niego dostęp, mogli z Nim zrobić, co chcieli. Wiedzieli, że mogą Go nawet zabić, a skoro tak, to wcześniej zechcieli Go sponiewierać – z zastosowaniem wszystkich możliwych środków znęcania się. Nikt wcześniej i nikt później nie doznał tak wściekłego ataku zła. „Smutna jest moja dusza aż do śmierci” – mówi Jezus. Rzecz niesłychana – przejmujący, śmiertelny smutek Boga-człowieka.

Przed męką zmęczony

Noc w Getsemani staje się dla Zbawiciela męką przed męką, realnym cierpieniem, zanim realność zatopi w Nim swoje ostrze. To noc „patronalna” wszystkich, którzy cierpią, zanim się stanie to, czego się panicznie boją – o ile w ogóle się stanie. To ból psychiczny i duchowy jednocześnie, nie mniejszy, a czasem nawet większy od tego, który przeszywa człowieka maltretowanego fizycznie. W tej nocy mają korzenie wszelkie strachy, męczące ludzi okropnymi przewidywaniami. W takim mroku przewracają się na posłaniach więźniowie niepokoju, niewolnicy lęku, który nie pozwala zmrużyć oka. Ślad tej męki odczuwają ludzie mający nazajutrz usłyszeć diagnozę, pewni, że będzie zła, a i tych, którzy już ją usłyszeli, teraz wyobraźnia katuje wizjami ponurej przyszłości.

„Krzyczę do rana, on jak lew miażdży wszystkie moje kości” – skowyczał król Ezechiasz (Iz 38,13). W nocy cierpi się bardziej. Boli i niepokoi oddalenie i nieobecność bliźnich, którzy wtedy śpią, a jeśli nawet czuwają, często są jakby nieobecni. To wzmaga poczucie osamotnienia. Umysł pracuje wtedy na innych częstotliwościach. W mroku rodzą się myśli, że „to się nigdy nie skończy” i że ten czas to taka „mała wieczność”. Ciemność nocy Getsemani, pełnej pokus, spada też na głowy tych, którzy niebawem mają odpowiedzieć „tak” na wezwanie powołującego ich Boga, zwłaszcza gdy już nieodwołalnie ma zapaść klamka. Ileż się ci ludzie nasłuchają. „Szatan podsuwa na przykład takie myśli: »Czy możesz pędzić całe życie w ten sposób, podejmując takie pokuty? (…) Czy nie możesz zbawić się w inny sposób bez narażania się na takie ryzyko?«” – napisze wieki później św. Ignacy Loyola. Mistrz życia duchowego przestrzega, że diabeł, „stawiając przed oczyma trudy, jakie nas czekają, daje nam do zrozumienia, że będziemy żyli bardzo długo, że będziemy musieli prowadzić życie, jakiego jeszcze nikt nie prowadził; nie wspomina natomiast zupełnie o ogromnym zadowoleniu i pociechach, jakie Pan zwykł dawać nowemu swojemu słudze, gdy ten, nie licząc się z niewygodami, wybierze cierpienie ze swoim Stwórcą i Panem”.

Niedobrze w taką noc zmieniać decyzję, bo zmiana może być skażona jej mrokiem. W nocy, gdy spać nie można, lepiej ściskać różaniec, modlić się i trwać. Nie dyskutować z ciemnością. Szeptać: „Dla Jego bolesnej męki…” i przetrwać.

Kłamstwo nocy

Ciemność kłamie. Na Jezusa w mroku Ogrodu Oliwnego zwaliły się całe góry kłamstw. Doświadczenia mistyków wskazują, że widział tam całą historię wstecz i w przód, pełną ludzkich łajdactw i koszmarnych niewdzięczności. Zły rzucił Mu to wszystko w twarz. Nie żeby to wszystko było nieprawdziwe – ale te interpretacje, te podpowiedzi, sugestie…

Jakie one były? Treść modlitwy Jezusa zdaje się wskazywać, że Zbawiciel modlił się wtedy „pod prąd” pokus. „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich! Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty”.

Taka więc pewnie była pokusa, podobna do tej, która nie tak dawno padła z ust Piotra: „Nie przyjdzie to na Ciebie”. Jezus zareagował wtedy ostro: „Zejdź mi z oczu, szatanie!”. Teraz, w Getsemani, ta przymilna oferta rezygnacji musiała zaatakować Jezusa ze zwielokrotnioną siłą, skoro On sam, widząc nadchodzącą mękę, mówi strwożony: „Niech mnie ominie”. Ale mówi to Ojcu. Przychodzi z pokusą do Boga, a nie dyskutuje z nią. Nie tłamsi jej w sobie, pozwalając, żeby się rozsiadła w myślach i przekonała, że „drzewo to ma owoce dobre do jedzenia”. Jezus w swojej ludzkiej naturze modli się, a nie dialoguje z wężem – więc nie ulega pokusie. Oto znaczenie modlitwy, szczególnie tej zanoszonej wśród duchowych ataków, gdy człowiek ma raczej ochotę skulić się w sobie i jęczeć nad sobą niż zwracać się do Boga. A jednak, jak zaświadcza ewangelista Łukasz, Jezus „pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił”. Wzmagającej się udręce odpowiada wzmożona modlitwa Syna Człowieczego. Na przekór duchowemu naciskowi, wbrew logice ucieczki, wypowiada modlitwę, która kruszy serce Boga: „Nie jak Ja chcę, ale jak Ty”. To ostateczny dowód zaufania, akt wiary, że Ty, Boże, niezależnie od wszystkiego wiesz lepiej.

Klucz

Jakie to odległe od tego, co zrobił pierwszy człowiek, rajski. Ten, mając wszystko i nie doświadczając żadnego naporu, wdał się w dialog z wężem i w efekcie zwątpił w dobroć Boga. Ba! Oskarżył Go o to, że ma coś dobrego, czym się nie chce z człowiekiem podzielić, i że wszystkiego zakazuje – choć przecież zakazał tylko sięgania po to, co dla człowieka nieszczęsne.

„Albowiem jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak przez posłuszeństwo Jednego wszyscy staną się sprawiedliwymi” – powie św. Paweł (Rz 5,19).

Posłuszeństwo – klucz do przetrwania wśród nocy. A jednocześnie egzorcyzm na pokusę pychy i najlepszy sprawdzian rzeczywistych intencji.

To w gruncie rzeczy właśnie posłuszeństwo Jezusa, tak mocno zadeklarowane w Ogrójcu, otwarło nam niebo. Wszystkie inne rzeczy, ze szczegółami męki, były pochodną posłuszeństwa Syna Bożego. Tego, który „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,8).

To się rozstrzygnęło w Ogrójcu. Apostołowie, mimo chęci, nie zdali tam egzaminu. Ich ucieczka, a potem Piotrowe: „Nie znam tego człowieka” korespondują z wyrzutem Mistrza: „Jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną?”. Jezus powiedział im, po co jest to czuwanie: „abyście nie ulegli pokusie”. Gdyby czuwali, pewnie byłoby inaczej.

Wróćmy do sługi Bożego Fultona ­Sheena. Otóż zmarł on 9 grudnia 1979 roku… klęcząc przed Jezusem Eucharystycznym. Wprost ze Świętej Godziny wszedł w świętą wieczność.•

Dostępne jest 9% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.