Fala za falą

Piotr Sacha

publikacja 09.03.2020 10:03

Powiedzielibyśmy dzisiaj, że na proboszcza z Ars wylała się fala hejtu. Ksiądz Jan Maria Vianney odpowiadał milczeniem. Przebaczał każdemu. Wywołał falę błogosławieństw.

Fala za falą Ciało św. Jana Marii Vianneya spoczywa w sarkofagu w bazylice w Ars. Jakub Szymczuk / Foto Gość

Dajmy się pobudzić znakami świętości.
(Papież Franciszek: „Gaudete et Exsultate”)


Św. Jan Maria Vianney

  • ziemskie życie: 1786–1859
  • znak: #pokora

I to ma być ten święty proboszcz? – dziwili się niektórzy, widząc wychudłego mężczyznę w wytartej do granic możliwości sutannie i maksymalnie zdartych butach. Coraz częściej zaczęły padać pod jego adresem też takie określenia, jak „skąpiec”, „pyszałek”, „prostak”, „nieuk”... Krytykowali go inni duchowni. Za ubiór, styl życia, zachowanie. Wyciągali historie z lat szkolnych, gdy miał problemy z nauką łaciny. Kpili: Jak z takiej dziury zabitej dechami może być coś dobrego...

Fala za falą   Ty mi pokazałeś drogę do Ars, a ja ci wskażę drogę do nieba - powiedział św. Jan Maria Vianney do pastuszka. Jakub Szymczuk / Foto Gość

Naiwniacy

Dziś powiedzielibyśmy, że na proboszcza z Ars wylała się fala hejtu. W tamtym czasie przez jego wioskę zaczęła przelewać się też pielgrzymkowa fala. Fala za falą. Z roku na rok coraz więcej francuskich pątników wędrowało do prostego proboszcza – do spowiedzi i po budujące słowo. Nie brakowało księży, którzy pielgrzymów nazywali „naiwniakami”. Były przypadki, że pod groźbą odmówienia rozgrzeszenia duszpasterze zabraniali parafianom pielgrzymek do Ars.

Nie zatrzymali jednak tej duchowej fali, a pielgrzymi nie rezygnowali z drogi do Ars nawet późną jesienią i zimą. Ks. Jan Maria Vianney również w tych porach roku spędzał w konfesjonale po jedenaście godzin dziennie. Zdarzały się mu omdlenia. Odmrażał też sobie nogi. A gdy przygotowywał się do Mszy św. – jak zapamiętali to świadkowie jego życia – zapominał o tym świecie. Na twarzy ani cienia smutku.

Fala za falą   Pokój proboszcza z Ars. Jakub Szymczuk /Foto Gość

„Ten ksiądz z Ars taki prosty, zdarzają mu się błędy w wysławianiu, a to ubóstwo... to pewnie na pokaz, by zwrócić na siebie uwagę” – szerzyły się po okolicy kolejne plotki i oszczerstwa. Ale rodziły się też pytania: „Jak on to robi?”. „To”, czyli z taką łatwością rozstrzyga spory, służy trafną radą... Pewien profesor filozofii zauważył: „On posiada wiele światła, które rozbłyska w nim bardzo często”. Najlepszą odpowiedź znajdziemy w jednej z nauk samego ks. Jana: „Ludzie natchnieni przez Ducha Świętego mają pojęcia o rzeczach zawsze zgodne z prawdą. Dlatego to nieraz nieuczeni więcej wiedzą od ludzi uczonych”.

Płakał przed Bogiem, milczał przed ludźmi.

Gwałtowne napaści słowne na kapłana z Ars trwały głównie od 1827 do 1840 roku. Zdarzały się też wystąpienia przeciw niemu do miejscowego biskupa. Co na to ks. Jan Vianney? Płakał przed Bogiem, milczał przed ludźmi. I przebaczał. Każdemu. Raz wpadł mu w ręce list z kolejnym bezpodstawnym oskarżeniem. Własnoręcznie go podpisał, a następnie wysłał do kurii.  

Fala za falą   Pamiątki po św. Janie Marii Vianneyu. Jakub Szymczuk / Foto Gość

Jeden z prałatów, który odwiedził ks. Vianneya w 1858 r., stwierdził później o pokorze proboszcza z Ars mniej więcej tyle: „Ta jedna cnota wystarczyłaby do jego kanonizacji”.

W kurii biskupiej lądował donos za donosem na kapłana z Ars. Biskup z Belley nie chciał jednak wydawać osądu bez dokładnego przebadania sprawy. Później był już pewien bezpodstawności oskarżeń. Pewnego razu ktoś wspomniał mu o tym, że ksiądz Vianney uważany jest „za mało wykształconego”. „Czy jest wykształcony, to nie wiem – odparł biskup – ale to wiem dobrze, że o jego oświecenie troszczy się sam Duch Święty”.

Innym razem pewien kapłan skarżył się proboszczowi z Ars: „Ludzie plotkują na mój temat”.  Ks. Vianney w odpowiedzi udzielił mu prostej rady: „Pozwoliłem wszystko na siebie mówić i tym sposobem doprowadziłem do tego, że wreszcie ludzie zamilkli”.

Nie brakowało mieszkańców, zwłaszcza w ostatnim okresie życia Ks. Vianneya, którzy traktowali go jak świętego. Niektórzy byli nawet gotowi przekupić fryzjera, by ten zachował dla nich kępek włosów ich księdza, by uczynić z nich relikwię. To dlatego ks. Jan dokładnie zbierał swoje obcięte włosy, by później spalić je w kominku.

Chętnie wracał też do tej historii: „Pewnego razu ukazał się św. Makaremu diabeł. Wszystko, co czynisz i ja czynię – rzekł do pustelnika z Tebaidy. – Ty pościsz, ja nie jadam nigdy... Ty czuwasz – ja nigdy nie sypiam... – jedna jest rzecz tylko, którą ty czynisz, a ja uczynić nie mogę... Upokorzyć się.”

Kieszeń jak czółno

Ks. Jan Maria Vianney potrzebę niesienia pomocy ubogim miał we krwi. Jeszcze zanim został księdzem, zdarzało mu się przyprowadzać na nocleg do rodzinnego domu napotkanych biedaków. Pewnego dnia, gdy szedł w odwiedziny do rodziców, oddał ubogiemu swoje całkiem nowe buty. Innym razem spotkał kobietę z gromadką dzieci. Nie zawahał się – dał jej wszystkie pieniądze, które miał przy sobie.

Fala za falą   Figura woskowa świętego proboszcza z Ars. Jakub Szymczuk /Foto Gość

Nie zmienił się ani po święceniach, ani w późniejszych latach. Tuż po przybyciu do Ars oddał ubogim swój materac. Pod koniec życia opłacał mieszkanie już co najmniej trzydziestu rodzin. Sam korzystał tylko z najpotrzebniejszych przedmiotów. Nie brakowało mu poczucia humoru. Potrafił śmiać się z samego siebie. Swoją kieszeń w sutannie nazywał „czółenkiem tkackim”. To do niej wpadały pieniądze na jałmużnę. Dlaczego czółenkiem? Bo, jak powtarzał, pieniądze wchodziły do tej kieszeni i wychodziły. „Nie pożyczam, daję” – wyjaśniał szybko, gdy ktoś miał tylko wątpliwości. „Czyż Pan Bóg mnie pierwszemu nie dał?” – dodawał.

Fala za falą   Bazylika w Ars. Jakub Szymczuk / Foto Gość

Umierał w opinii świętości 4 sierpnia 1859 r. 127 lat później, w Wielki Czwartek, Jan Paweł II napisał w liście do kapłanów, że przykład św. Jana Vianney „nie może pójść w zapomnienie”. I jeszcze: „Jan Maria Vianney uświęcał siebie, aby tym lepiej móc uświęcać innych”.

  • Św. Jan Maria Vianney (1786– 1859), beatyfikowany w 1905 r., kanonizowany w 1925 r. Jego wspomnienie przypada 4 sierpnia

Korzystałem z książki ks. Francisa Trochu: „Proboszcz z Ars”; Kraków 2009

Zobacz cały cykl: Znaki świętości