Na czym polega? Kto może je praktykować? Kogo można postawić za wzór jego wykonywania? Wyjaśnia salezjanin ks. Piotr Lorek.
Małgorzata Gajos: Czym jest ćwiczenie dobrej śmierci?
Ks. Piotr Lorek SDB: Jest przygotowaniem swojej duszy na spotkanie z Panem. Pismo Święte mocno akcentuje czas powtórnego przyjścia Chrystusa na końcu świata, ale również moment, gdy my odchodzimy stąd na spotkanie z Nim w wieczności. Z tego względu Kościół daje nam takie narzędzie, byśmy lepiej się do tego dnia przygotowali, żeby nic złego nas wtedy nie zaskoczyło.
Pewnie bardziej byśmy się mobilizowali, gdybyśmy znali datę naszej śmierci.
Zupełnie inaczej układalibyśmy pewne sprawy. Proste ćwiczenie: wiem, że zostaje mi tydzień życia na tym świecie. Staję i myślę: z kim powinienem się spotkać, co muszę załatwić, co zakończyć, o co się modlić? Św. Jan Bosko ćwiczenie dobrej śmierci praktykował wśród salezjanów i wychowanków. Do dziś w naszych wspólnotach salezjańskich raz w miesiącu podczas dnia skupienia odmawiamy specjalne modlitwy.
Ksiądz Bosko miewał sny, w których widział, że jego wychowankowie odejdą w najbliższym czasie, co robił?
Św. Jan Bosko pomagał im dobrze się przygotować. Bo kiedy na słówku wieczornym opowiadał, że w śnie widział osoby, które umrą w niedługim czasie, to pewnie wszyscy byli poruszeni. Ale on nie mówił bezpośrednio: „ty mi się śniłeś’, tylko otaczał szczególną opieką te osoby, by bez strachu, ale dobrze przygotowali się na spotkanie z Panem. Zachęcał i dawał okazję do spowiedzi, modlono się za siebie nawzajem, naprawiano relacje. Mimo odejścia młodych osób śmierć nie była taka straszna, a duchowe dobro dotykało całej wspólnoty.
Na czym polega ćwiczenie dobrej śmierci?
Dobrze, gdy jest połączone z sakramentem pojednania, Eucharystią i czasem na modlitwę osobistą lub wspólnotową, np. adorację. Jest duchową zgodą na wolę Pana Boga względem mnie. Cokolwiek by się działo w tym najbliższym czasie, przyjmuję to z rąk Najwyższego. Ludzie świeccy też mogą przeżywać swój dzień skupienia w swojej wspólnocie lub prywatnie. W nowicjacie uczyliśmy się przeżywać ten dzień bardzo głęboko. Duchowe ćwiczenia były połączone z porządkowaniem pokoju, spraw oraz relacji. Przepraszaliśmy się nawzajem i był to dzień pojednania także z braćmi. Ten dzień był wymagający, ale w efekcie końcowym bardzo pozytywny. Po dobrze odprawionym ćwiczeniu dobrej śmierci, z dobrą spowiedzią, modlitwą, z pogodzeniem się ze śmiercią człowiek ma więcej pokoju w sercu, jest spokojniejszy. I ten klimat udzielał się całej wspólnocie, jak w wigilię, kiedy łamiemy się opłatkiem. Bóg przychodzi wtedy z darem pokoju i pojednania.