Hanna Chrzanowska działała jak miłosierny Samarytanin. W każdym człowieku, bez względu na status społeczny czy pochodzenie, dostrzegała swojego brata.
Dajmy się pobudzić znakami świętości.
(Papież Franciszek: „Gaudete et Exsultate”)
Błogosławiona Hanna Chrzanowska
Hanna Chrzanowska nie jest świętą z odległej przeszłości. Urodziła się w 1902 r. w Warszawie. Dobroczynność w zasadzie wyssała z mlekiem matki i odziedziczyła w DNA, bo zarówno rodzina ze strony jej matki jak i ojca prowadziły rozległą działalność charytatywną. Wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka kształtowała się w przyszłej błogosławionej od najmłodszych lat i była czymś równie naturalnym jak sen czy jedzenie. Dlatego też wybierając swoją drogę życiową kierowała się tym, gdzie będzie mogła pracować z ludźmi.
Tuż po maturze
przeszła kurs pielęgniarski, by móc pomagać rannym w wojnie polsko-bolszewickiej 1920-21. Później rozpoczęła studia polonistyczne, ale przerwała je, gdy tylko w stolicy otwarto Warszawską Szkołę Pielęgniarstwa. Ukończyła ją w 1924 r. Odtąd całkowicie poświęciła się służbie pielęgniarskiej.
Jeszcze w latach 20. wyjechała na stypendium do Belgii i Francji. Angażowała się nie tylko w pracę z chorymi, ale też w rozwój pielęgniarstwa jako takiego. Prowadziła pracę naukową, współtworzyła m.in. przedwojenną ustawę regulującą status zawodowy pielęgniarek. A była to w tym czasie jedna z najlepszych takich ustaw na świecie i obowiązywała w Polsce przez kolejne sześć dekad. Była jedną z założycielek Katolickiego Związku Pielęgniarek.
Wszystko szło świetnie, póki trwał pokój. Wojna, która wybuchła w 1939 r., była dla niej wyjątkowo okrutna. W latach pożogi straciła wielu bliskich. Jej ojciec – profesor krakowskiego UJ – zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym. Brat – oficer Wojska Polskiego – został zamordowany przez NKWD w Katyniu.
Błogosławiona Hanna Chrzanowska (1902–1973). AUTOR / CC 2.0Mimo tych dramatycznych osobistych doświadczeń całą sobą angażuje się w pomoc potrzebującym. W czasie wojny opiekuje się uchodźcami, więźniami, osieroconymi dziećmi. Działa jak miłosierny Samarytanin, który nie rozróżnia ludzi ze względu na status społeczny czy pochodzenie, ale w każdym dostrzega swojego brata. Hanna w każdym potrzebującym widzi Chrystusa. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnie uczyniliście” – te słowa Jezusa namacanie widać w codzienności Hanny Chrzanowskiej. Wielokrotnie ryzykuje swoje życie, choćby wtedy, gdy pomaga osieroconym żydowskim dzieciom, szukając dla nich rodzin zastępczych.
Ten wojenny czas
staje się dla niej nie tylko okresem intensywnej pracy, ale też coraz głębszego życia duchowego. Równolegle do służby pielęgniarskiej uczestnicy systematycznie w Mszy Świętej, mnóstwo czasu spędza na modlitwie.
Po wojnie wraca co pracy naukowej, ale interesuje ją nie tyle teoria, co praktyczny rozwój systemu opieki nad chorymi. Jest pionierką organizującą system opieki domowej dla swoich pacjentów. Jako wychowawczyni kolejnego pokolenia pielęgniarek uczy swoje wychowanki całościowego postrzegania podopiecznych – nie tylko ich potrzeb wynikających z fizycznej choroby, ale też uwzględniania potrzeb duchowych. Niezależnie od państwowego systemu opieki zdrowotnej tworzy w archidiecezji krakowskiej system opieki oparty o parafialne placówki pielęgniarskie. W tych działaniach ściśle współpracuje z księdzem, a później biskupem Karolem Wojtyłą.
Ci, którzy obserwowali ją na co dzień, nie mieli wątpliwości, że mają do czynienia ze świętą. A jej świętość realizowała się poprzez takie wypełnianie codziennych obowiązków, w którym dostrzega się Jezusa w każdym napotkanym człowieku.