„Nie podoba mi się ton, jaki nadajesz twoim dniom. Pędzisz życie bardziej mnicha niż księcia” – usłyszał od ojca. August Czartoryski wiele lat modlił się, by rozpoznać powołanie.
Dajmy się pobudzić znakami świętości.
(Papież Franciszek: „Gaudete et Exsultate”)
Bł. książę August Czartoryski
„Wspaniała to postać ten August Czartoryski! Rzadko się zdarza, by bogaty i zamożny książę porzucał świat, wstępował do zakonu i, wybierając kapłaństwo, wystawiał się na próbę graniczącą z heroizmem” – mówił jeden z doradców teologicznych, którzy zostali wezwani 24 stycznia 1978 roku do wyrażenia opinii o jego życiu i cnotach chrześcijańskich i zakonnych.
Życie księcia było nieustanną pielgrzymką i kalwarią. Jego matka zmarła, gdy miał siedem lat. Kapelan rodziny ks. Grill zastał kiedyś Augusta klęczącego przed obrazem Madonny. „Proszę Najświętszą Panienkę, by była mi matką. Ona wie, że moja matka opuściła mnie, by pójść do nieba”. Po matce odziedziczył słabe zdrowie, przez co często zmieniał miejsca pobytu. Część podróży była dyktowana względami politycznymi, w czasie ich trwania poszukiwał jednak bardziej tego, co Boże, niż tego co świeckie.
Spacer
Gdy miał 13 lat, przyjął Pierwszą Komunię. „Sama ceremonia była prosta i surowa. Celebrował ją ks. Grill, jako ten, który doprowadził chłopca do celu”. Ceremonia odbyła się w krypcie kościoła parafialnego w Sieniawie, między grobami przodków i w pobliżu zwłok pierwszej żony księcia Władysława, Marii Amparo, hiszpańskiej matki Augusta.
Olbrzymi wpływ na Augusta miał jego nauczyciel Józef Kalinowski, późniejszy ks. Rafał. Dzięki niemu Czartoryski poznał biografie Stanisława Kostki i Alojzego Gonzagi. Kalinowski był dobrym obserwatorem. Opisał pewien spacer, który książę odbył z hrabianką Marią Zamoyską. „Patrząc na Augusta, pomyślałem, że mimo iż Bóg ma szczególne wobec niego zamiary, mogliby stanowić szczęśliwą parę. (…) Szczęście Augusta widziałbym raczej w stanie pozamałżeńskim. W każdym razie nie należy w żadnym przypadku stawiać przeszkód jego wyborowi”.
W trakcie jednej z podróży August 4 maja 1878 r. odwiedził katedrę neapolitańską w towarzystwie ks. Kubowicza i oglądał ożywienie zaschłej krwi świętego Januarego, tak iż zmieniła się w płyn. Uradował go ten widok, bo czegoś podobnego jeszcze nie oglądał. 18 maja 1878 r. w Loreto był obecny przy cudownym uzdrowieniu Elżbiety Buschet z Avignonu. Porażona paraliżem, po 17 latach długiej choroby w chwili niesienia na rękach do ołtarza, poczuła się nagle wyzwolona od choroby i bez niczyjej pomocy udała się do balustrady, by przyjąć Komunię. Książę na własne oczy w ciągu niewielu dni mógł stwierdzić działanie potęgi boskiej w życiu ludzi i podwoić swą miłość do Matki Bożej.
Bardziej mnich niż książę
W 1879 roku August stał się pełnoletni. Jego ojciec pragnął, by pierworodny przejął po nim wszystkie posiadłości. Władysław widział, że syn ani w Polsce ani w Paryżu nie interesuje się towarzystwem odpowiednim dla jego stanowiska, wolał odwiedzać kościoły i modlić się. Postanowił interweniować. „Nie podoba mi się – powiedział do syna – ton, jaki nadajesz twoim dniom. Pędzisz życie bardziej mnicha niż księcia, jakim winieneś być w twoim wieku i z twoim nazwiskiem. Twoje stanowisko nakłada na ciebie obowiązki, przed którymi nie możesz się uchylać dla dobra rodziny i ojczyzny”. Ks. Barberis zauważył, że August przez kilka lat modlił się, by rozpoznać swoje powołanie. Chciał pójść za wolą Boga.
Wysłannikiem Boga okazał się ks. Bosko. Spotkali się wiosną 1883 r. Rodzina Czartoryskich zaprosiła go do pałacu Lambert 18 maja. Najpierw miała miejsce Msza św., do której służyli książę Władysław i August. Dom Orleański zgotował ks. Bosko przyjęcie, jakie zwykle przygotowywał dla książąt. Członkowie rodu mieli na sobie szaty królewskie. Aż do tego spotkania Polska nie wchodziła w zakres prac salezjańskich. Ks. Bosko utkwił oczy w Auguście i powiedział: „Od dłuższego czasu chciałem cię poznać”. Dzięki temu spotkaniu książę zaczął wyraźniej widzieć ścieżkę swojego powołania. Ks. Bosko nie chciał jednak tak szybko przyjąć go do salezjanów. Jego ojcu w ogóle nie mieściło się to w głowie. Ostatecznie sam papież miał powiedzieć ostatnie słowo, które zdecydowało, że ks. Bosko przyjął Augusta do zgromadzenia. „Jego prawdziwe powołanie datuje się na 1887 rok. Był w oratorium przed Wielką Nocą, przypadała ona tego roku 10 kwietnia, i odbył cykl ćwiczeń, w czasie których podjął niewzruszoną decyzję wstąpienia do stanu kapłańskiego”. Wspominał „zwiedziłem wiele miejsc i w żadnym nie znalazłem takiego jak między salezjanami spokoju, którym oddycham od pewnego czasu”.
„Chociaż był słabego ciała, miał wielką siłę moralną w znoszeniu sprzeciwów rodziny wobec swego powołania” (ks. Feliks Cane)
Do dnia obłóczyn nosił brodę. 24 listopada otrzymał sutannę. Jego bliscy po ceremonii bardzo szybko wyjechali, bo nie podobała im się jego decyzja. Jedynym sojusznikiem była macocha Małgorzata Orleańska. W zakonie książę był wzorem do naśladowania w modlitwie i zachowywania reguł. Nie wspominał, że jest szlachcicem, gdy ktoś tytułował go księciem, mówił, że ma na imię August. Czasem odpowiadał: „Prawdziwe szlachectwo nie pochodzi z krwi, lecz z tego, że stajemy się synami Boga, co nam wysłużył Jezus Chrystus”.
Jaka piękna Wielkanoc!
2 października 1888 roku złożył śluby. „Po ślubach promieniował radością, jakby chciał pokonać zadowolenie z tego, że odtąd cały należy do Pana”. Otworzyły mu drogę do kapłaństwa, z której rodzina chciała go zawrócić. Twierdziła, że jego zdrowie wymaga zmiany otoczenia, próbowali udowodnić, że na siłę salezjanie wciągnęli go do zakonu. August powiedział do ks. Michała Rua: „Chcę pozostać salezjaninem i umrzeć jako salezjanin”. Jego ciotka, która miała okazję go pilnować i obserwować, powiedziała z nieukrywanym sceptycyzmem: „Myślę, że jest to święty, lecz niekiedy tak bardzo irytuje”.
Ostatecznie 2 kwietnia 1892 roku został wyświęcony na kapłana. Główne uczucia Augusta wyrażają się w nadruku na obrazku prymicyjnym. Pod swym imieniem podał określenie „zakonnik salezjanin”. Poniżej umieścił wyjątki z psalmów 88 i 83. August był księdzem przez rok i sześć dni. 2 kwietnia 1893 roku przeżywał w Wielkanoc swoją pierwszą i ostatnią rocznicę święceń. „Jaka piękna Wielkanoc!” miał powiedzieć.
Zdawał sobie sprawę, że umiera, więc powtarzał akt oddania się Bogu. Zmarł 8 kwietnia 1893 roku o godzinie 21. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Panie, Jezu Chryste”. Kiedy umarł panowało przekonanie, że zmarł święty. Zabalsamowane ciało w trumnie przewieziono do Sieniawy, by spoczęło wśród rodzinnych grobowców. Kard. Hlond wspominał: „Przyjechałem do Valsalice w kilka miesięcy po jego śmierci i mogę zaświadczyć, że żyła jeszcze świeża pamięć o jego świętości i o świętej śmierci”.
Korzystałam z książki Luigi Cassone: „Zwycięskie Powołanie”, Wydawnictwo Salezjańskie 2006