Rozważania starszego brata syna marnotrawnego.
Stacja V: Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi
Jak reagujemy na krzyż? Jak reagujemy, gdy dotyka nas ból, cierpienie? Instynktownie cofamy się, uciekamy. Tymczasem może być tak, że spotyka nas wtedy to, co Szymona z Cyreny. Spotyka nas okazja do współuczestniczenia w męce Jezusa. Św. Paweł mówi nawet, że cierpiąc „dopełniamy braki męki Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”. W takiej optyce cierpienie to właściwie... zaszczyt.
Ale - uwaga! - nie wolno każdego cierpienia kwitować krótkim stwierdzeniem, że to wola Boża. Skąd właściwie wiesz, że Bóg chce, aby ktoś cierpiał? Może nie che? Może czeka, aż krótko i wzniośle zawołasz: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się!”. Może cierpienie, z którym się stykasz, jest jak śmierć Łazarza - potrzebne jest tylko po to, by objawiła się nam łaska miłosiernego Boga.
Stacja VI: Weronika ociera twarz Jezusowi
Zawsze wyobrażałem sobie św. Weronikę jako piękną, młodą, szczuplutką dziewczynę. Tymczasem - jeśli wierzyć wizji bł. Katarzyny Emmerich - Weronika (a właściwie Serafia) była „zażywną matroną”. Ani więc młoda, ani szczupła. Nie była tak stylowa, jak chciałbym ją widzieć.
Bo może styl nie jest najważniejszy? Może szukanie jakiejś elegancji w wierze to błąd, to efekt jakiejś duchowej ślepoty, która skupia się na tym, co powierzchowne? Może o tym mówi nam papież Franciszek, gdy powtarza, że woli Kościół poraniony, nawet popełniający błędy, niż Kościół nieskazitelny, skupiony na unikaniu błędów, ale przez to daleki i niedostępny.
Stacja VII: Drugi upadek pod krzyżem
Św. Teresa od Dzieciątka Jezus mówiła, że nigdy nie popełniła tego samego błędu dwa razy. Może na tym m.in. polega świętość, której mi brakuje. Bo ja powtarzam swe błędy. Powtarzam te same grzechy. Upadam drugi raz.., dwudziesty drugi..., dwieście dwudziesty drugi... Ja, który od zawsze jestem związany z Kościołem, modlę się, należę do małej wspólnoty...
Kolejna stacja, która demaskuje moją hipokryzję. I znowu odkrycie: Jezus wziął na siebie moje ciągle powtarzające się upadki. Nie brzydzi się tym, nie odrzuca mnie, nie wyrzeka się mnie, kocha mnie.
Stacja VIII: Jezus spotyka płaczące niewiasty
Nie wiem, czy to były zawodowe płaczki (taka funkcja jest dobrze znana w niektórych społeczeństwach), czy też po prostu wrażliwe kobiety, które przejęły się cierpieniem zakrwawionego skazańca. Jezus zdaje się nie doceniać ich wrażliwości.
Bo też wrażliwość to jeszcze nie miłość. Bywają ludzie wrażliwi, którzy szczerze współczują cierpiącym, ale są też wrażliwi na własnym punkcie. Łatwo się obrażają, ciężko przeżywają porażki i niezrozumienie. Wtedy ich wrażliwość się wypala. Na dnie z serca zostaje tylko zgorzknienie. Zamknięcie na bliźnich. Żeby to jakoś przetrzymać, sięgają po alkohol, narkotyki, seks, wpadają w nałogi. Także oni - ci wrażliwcy, niesłusznie postrzegani czasem jako święci - też potrzebują Bożego miłosierdzia. Dzięki Bożemu miłosierdziu ich wrażliwość dojrzewa i staje się autentycznym miłosierdziem.
(obraz) |