Jeśli wydaje nam się, że do świętości potrzebne są niezwykłe okoliczności życia, to przykład Joanny Beretty Molli pokazuje, że jest wręcz przeciwnie.
Dajmy się pobudzić znakami świętości.
(Papież Franciszek: „Gaudete et exsultate”)
Święta Joanna Beretta Molla
„Nie przypuszczałem, że żyłem obok jakiejś świętej. Nigdy nie dawała mi odczuć, że robi to czy tamto, by dostać się do Nieba. Ona kochała życie. Była normalną, kochającą żoną i mamą” – tak Joannę wspomina jej mąż Piotr.
Ta znana i popularna Włoszka została świętą nie tylko dlatego, że oddała życie, aby mogło urodzić się jej czwarte dziecko. Świętość Joanny kształtowała się każdego dnia w sposób niewidowiskowy, ale konsekwentny.
Pasja do mody i nart
Czasami świętość kojarzy nam się z życiem pełnym wyrzeczeń, ascezy, rezygnacji z tego, co lubimy, jakimś rodzajem cierpiętnictwa. Joanna jest świetnym przykładem tego, że świętość polega na tym, by wszystko, czym żyjemy, było zanurzone w Bogu, a życie jest jednym z Jego największych darów, więc jak moglibyśmy życia nie kochać?
I tak przyszła święta, jak mało kto, potrafiła czerpać radość z każdego dnia. Była kochającą żoną i mamą, ale też potrafiła kochać siebie.
Nie tylko spędzała mnóstwo czasu z dziećmi czy mężem, ale znajdowała też chwile, by zadbać o swój wygląd zewnętrzny czy kondycję. Wprost uwielbiała ładnie i modnie się ubierać (moda była jej wielką pasją), jeździła na nartach, mimo że miała małe dzieci. Żyła tak, by być szczęśliwą i potrafiła to szczęście przenosić na relacje rodzinne. To niby prosty mechanizm – tylko człowiek szczęśliwy może dawać szczęście innym. A jednak wielu ludzi o tym zapomina i próbując troszczyć się o innych, zapomina o trosce o samego siebie. Joanna doskonale potrafiła zbudować równowagę między troską o najbliższych a realizacją swoich potrzeb. Potrafiła zarówno znaleźć czas na modlitwę, jak i dla rodziny, pacjentów i siebie. Zresztą w ten sposób uczyła się też żyć swoje dzieci.
Fotoreprodukcja: Henryk Przondziono / Foto GośćW Jego rękach
Gdzie w tym wszystkim świętość? Wszędzie! Przede wszystkim w sposobie przeżywania każdego dnia. Wszystko, co przynosiła codzienność, Joanna traktowała jako dar otrzymany od Boga. Każde z dzieci razem z Piotrem ofiarowali Bogu przez ręce Matki Bożej Dobrej Rady. Fakt, że w pewnym momencie zdecydowała się zaryzykować własne życie, aby czwarte z dzieci mogło przyjść na świat, był tylko jednym z elementów w konsekwentnie układanych puzzlach jej życia.
To nie tak, że nie miała nigdy żadnych wątpliwości czy trudów. Choćby każda z jej ciąż pełna była bólu i cierpienia. Potrafiła jednak brać każdy dzień takim, jakim był i przeżywać go z Panem Jezusem. Wiedziała, że jest w Jego rękach. I właśnie z takim nastawieniem podeszła do czwartej ciąży, gdy okazało się, że w jej macicy oprócz nowego życia jest też włókniak. Chociaż lekarze zalecali aborcję, ona postanowiła dać córeczce takie same szanse na życie jak trójce jej starszego rodzeństwa. Włókniaka udało się usunąć, jednak po porodzie stan zdrowia Joanny drastycznie się pogorszył i po kilku dniach zmarła. Miała niecałe 40 lat. Żoną Piotra była od niespełna siedmiu.
Oczywiście święta Joanna Berenta Molla jest przykładem niezwykłej, pełnej poświęcenia miłości matki do dziecka. Ale jej świętość nie ogranicza się wyłącznie do decyzji podporządkowania swojego życia życiu dziecka. Większość z nas nie stanie nigdy przed takim wyborem. Ale każdy i każda z nas może znaleźć w Joannie inspirację do czerpania prawdziwej radości z życia jako daru, który dał nam Bóg. Joanna pokazała, że nie trzeba szukać specjalnych okazji do świętości, bo okazją do tego jest każda chwila naszego życia.