Panie, otwórz moje serce, bym raczej podnosił niż przygniatał, bym usprawiedliwiał zamiast potępiać.
„Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic” (Iz 53, 3).
Jezu! Opuszczony i przygnieciony moimi winami. Iluż gapiów drwiło z Ciebie i napawało się widokiem Twojego upadku? Jak wiele razy ja mam satysfakcję gdy ktoś upada? Ktoś, kogo nie lubię, komu zazdroszczę, kogo się boję… Kiedy moja racja jest na wierzchu i wydaję się sobie mądrzejszy, lepszy, silniejszy.
Panie, otwórz moje serce, bym raczej podnosił niż przygniatał, bym usprawiedliwiał zamiast potępiać. Ty mnie nigdy nie potępiłeś. Wstajesz za mnie, aby zniszczyć moje grzechy, moje podłości,
zazdrość, pożądliwość, pychę...
„Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 34b-35).
Maryjo, jak niezwykła jest Twoja droga! Jak Abraham, ojciec wiary, prowadził Izaaka na górę Moria, Ty odprowadzasz swego Syna na ofiarę. Ta ofiara jest także Twoja. Twoją duszę przenika miecz, a jednak nie złorzeczysz Bogu, nie poddajesz się rozpaczy, bo Ty rozpoznałaś Jego drogę. Nie próbujesz odciągnąć Syna od pełnienia woli Bożej.
Jezu, naucz nas akceptować wolę Boga w naszym życiu, nawet kiedy jest trudna. Naucz nas mądrej miłości, która nie zniewala drugiego, szanuje jego wolność i jego wybory, ale potrafi także upominać.
Często małżeństwa są niszczone przez zaborczą i nadopiekuńczą miłość rodziców. Panie, pomóż mi budować prawdziwą jedność z moją żoną, moim mężem – jedno ciało według Twojej woli. Spraw by to on, ona był ważniejszy niż inne osoby na świecie – moi rodzice, także dzieci, które powierzasz nam na jakiś czas. Daj mi stawiać Boga na pierwszym miejscu, aby wszystko inne miało sens w moim życiu.
„Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki, Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma wspomożyciela” (Ps 22, 11b-12).
Jezu, Szymona przymuszono, aby Ci pomagał. Wracał zmęczony z pola i pewnie nie miał ochoty, aby iść z jakimś skazańcem i męczyć się dla niego. I właśnie to był moment, kiedy spotkał Ciebie. Nie wiedząc o tym, brał udział w zbawianiu świata. Człowiek, który niósł krzyż razem z Tobą. Ile razy unikam okazji do takiego spotkania. Mogę pomagać i nie mam ochoty. Oceniam, komu warto pomóc, a komu nie. Albo myślę, że to nieodpowiedni moment, albo że nie potrafię lub może nie jestem godny.
Pomóż mi, Panie, widzieć w potrzebujących okazję do pomocy Tobie. W mojej rodzinie pomóż mi dawać moje siły, mój czas, moją uwagę, czułość żonie, mężowi, naszym dzieciom. Bym nie ominął Ciebie dźwigającego krzyż i nie pozostał sam.