Fitness bywa egocentryczny. Człowiek ładuje w siebie, podkręcając własną pychę. Wielki Post ma odwrotny kierunek. On też prowokuje do przekraczania siebie, ale... - rozmowa z bp Edwardem Dajczakiem.
Niektórzy ludzie Wielki Post mają, w pewnym sensie, przez cały rok. Zmagają się z chorobą, przeżywają trudności w związku, martwią się dziećmi, które marnują swoje życie. Każdy ma w życiu jakiś krzyż, ale niektórzy niosą go w sposób wyjątkowy. Jak takim ludziom mówić o Wielkim Poście?
W Wielkim Poście wcale nie chodzi o dodawanie trudu, bo, faktycznie, ludzie nieraz mają go tyle, że na niejeden Wielki Post by im wystarczyło. W Wielkim Poście chodzi przede wszystkim o bliskość z Jezusem, który idzie z krzyżem. Tacy ludzie, którzy niosą w życiu wielki krzyż, mogliby mocniej i wyraźniej otworzyć się na Jezusa. On wziął na siebie nasze ciężary. On idzie z nami w najbardziej bolesne doświadczenia.
To czasami brzmi jak frazes, szczególnie wobec człowieka wyjącego z bólu w czasie choroby, albo tego, komu właśnie posypało się małżeństwo.
Nie da się tego zrozumieć teoretycznie na zasadzie przyjęcia informacji. Dopóki nie zatrzymam się głębiej na modlitwie, nie będę mógł tego doświadczyć.
Czy można w takim razie powiedzieć, że każdy jest wezwany do innego przeżycia Wielkiego Postu? Tzn. jeden musi bardziej zaakcentować wyrzeczenie, inny modlitwę, a jeszcze inny jałmużnę?
Tak. Ktoś zmęczony życiem mógłby spróbować bardziej połączyć się z Chrystusem na modlitwie. Dla kogoś, kogo pochłonęła zachłanność, uzdrawiająca będzie jałmużna. Z tych trzech rzeczy (modlitwy, postu, jałmużny) mamy w tym czasie stworzyć piękną mozaikę.
Przed nami 40-dniowe wyzwanie. Dlaczego warto tego czasu nie zmarnować?
Dobrze przeżyty Wielki Post wydaje naprawdę dobre owoce. Proporcjonalnie, tych 40 dni w stosunku do możliwych owoców, to naprawdę niezbyt wielki wysiłek. Wielki Post jest szansą, żeby w życiu nie rozminąć się z Jezusem.